Wzorem dzikiego ptactwa postanowiłam odlecieć na zimę (a przynajmniej jej początek) do innego kraju - niestety będzie on też zimę rozpoczynał. No trudno, jak to mówią grass is alweys greener on the other side, więc liczę na to, że listopad jest znośniejszy w Toronto :]
Oczywiście wszystkie wyjazdowe załatwienia zostawiłam na ostatni moment, więc nadchodzący tydzień będzie bardzo pracowity. Na szczęście udało mi się zmobilizować na tyle, że wniosek wyjazdowy zorganizowałam wcześniej. Z doświadczenia własnego i znajomych wiem, że ujarzmienie tego biurokratycznego zamieszania trwa dłuugo i jest stresogenne. Tym razem poszło jednak sprawnie (2 dni!!) i wymagało jedynokrotnych (!) wizyt w:
-sekretariacie instytutu
- dziekanacie finansowym
- dziekanacie właściwym
-biurze współpracy międzynarodowej.
Po drodze musiałam wypełnić tylko jeden (!) dodatkowy formularz, a wniosek mój skserowano tylko jeden raz. Uważam to za sukces. Oczywiście pieniędzy na wyjazd nie dostanę na konto. Pod tym względem UJ nadal stoi raczej po stronie tradycji niż innowacji. Będę całą wyjazdową fortunę nosiła w skarpecie:)
Z budujących naukowo wieści zakończyłam dziś fazę rozeznawania terenu, wyczajania gruntu, ogólnego oriwntowania się i zaczęłam fazę faktycznego zbierania i porządkowania danych. Jestem po prawie całodziennej lekturze, kodowaniu i porządkowaniu zawartości pewnego forum. Słowem - ruszyło. Nawiasem mówiąc postanowiłam cały czas - wzorem klasyków - prowadzić dziennik z badań e-terenowych.
A na deser kilka zdjęć z kampusu by night (często zdarza mi się wychodzić i gasić swiatło). Nawiasem mówiąc wychodząc późno, kiedy "nikogo już nie ma" można zauważyć bardzo ciekawe akcję, jak np. dziewczyny grające na korytarzu w babingtona w budynku obok:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz