niedziela, 22 listopada 2009

OTP

Za dwie godziny wracam do domu. Jak tu (do Bukaresztu) leciałam przeżywałam (jak zawsze) lotniskowa ekstazę. Uwielbiam lotniska i podróże samolotowe, ale chyba bardziej lotniska. Ktoś, kto wymyślił, że lotniska to zunifikowana przestrzeń, międzynarodowy kanał wyglądający w każdym miejscu tak samo, chyba mało podróżował. Na przykład lotnisko na którym właśnie jestem (OTP) jest nudne, nieciekawe i mdłe. Słychać tylko szum klimatyzacji, bo nie puszczana jest żadna muzyka, nie ma prawie sklepów i innych miejsc rozgrywki. W porównaniu z moim najulubieńszym portem w Monachium wypada skrajnie blado.

Co do konferencji - przekonałam się, ze muszę zmienić kierunek doboru takich imprez. Konferencje poświęcone komunikacji i dziennikarstwu, są konferencjami monotematycznymi poświęconymi tylko dziennikarstwu. Ten temat skrajnie mało mnie interesuje - meandry systemów medialnych, zawiłości kształcenia dziennikarzy - błeee. Na szczęście na moim panelu było kilka interesujących wystąpień, ale niestety nie miałam szansy ich zrozumieć, bo wygłaszane były po francusku. Ale nieliczne anglojęzyczne były ciekawe(np o humorze w relacjach medialnych).

Sam Bukareszt jest bardzo przyjemnym miastem. Wszędzie widać dawną przeszłość - wspaniale duże wille i piękne kamienice. Niestety wiele z nich w dramatycznym stanie (np ta w której był mój hostel). Strasznie szkoda tych budynków - obdrapanych, z odpadającymi balkonami, zdobieniami, powybijanymi oknami. Poza tym szerokie ulice i ogromne budynki użyteczności publicznej - Dom Ludu, Parlament... To znaki poprzedniego ustroju - obezwładniające ogromem. Miasto jest czyste, a ludzie przyjaźni. Co ciekawe dziś są wybory prezydenckie, a po ulicach nie walają się sterty ulotek, plakatów i tekturowych stojaków promocyjnych. Pod tym względem wybory tutaj są o wiele bardziej przyjazne otoczeniu niż nasze.

Byłam w Muzeum Ludu (odpowiednik naszego etnograficznego). Mieści się w pięknym ogromnym, ceglanym budynku i ma znakomite eksponaty w nieprzeliczonych ilościach. Co ciekawe i fajne sale muzealne są na tyle przestrzenne, ze pomieścić mogą wiatrak (sic!) i zachwycający wiejski dom. Na tym moje zachwyty się kończą, bo sposób w jaki eksponaty są wyeksponowane wola o pomstę do nieba. Ściany muzeum zmalowane i popisane jakby przeszło tamtędy tornado przedszkolaków, światło popowieszane prowizorycznie na jakiś zwisających deskach. Smutne to bardzo, bo jak sadze niewiele nakładów i wysiłku trzeba byłoby włożyć by bardzo wydatnie podnieść atrakcyjność tego miejsca.

No a jutro już znów do pracy. Powrót do codzienności. W sumie to ... hurra:)

wtorek, 17 listopada 2009

Bukareszt comming soon

Pojutrze lece do Bukaresztu na konferencję o dzienniakrstwie i komunikowaniu. Intensywnie wiec mysle o moim wystapieniu. Dotyczyc bedzie folkloru a raczej folkloryzmu jako elementu skladowego kulturowe reprezentacji w mediach (oczywiscie na przykladzie programow dla mniejszosci). Cala radosc (co nieprzyjemne) i stres (co pozyteczne) z tym wydarzeniem zwiazane odbiera mi biurokratyczny gaszcz i proceduralne zaworowania zwiazane z niemal wszsytkimi moimi aktywnosciami, w ktore zaangazowany jest uniwersytet. Nie wiem jak to sie dzieje, ale jeszcze mi sie nie zdarzylo zalatwic tam czegos "za jednym zamachem". Szczegolnie dotkliwe sa trzykrotne wizyty na oddalonym godzine drogi Kampusie w celu uzyskania dwoch podpisow. Ostatnio zdarzaja mi sie takie wlasnie nieprzyjemnosci co bardzo rozbija moj osobisty tok funkcjonowania. Moze academia rzadzi sie innymi prawami niz korporacja, ale w tej kwestii zdecydowanie wole korporacje - klarownosc i przejrzystoac zasad, deadline'y i jakas przewidywlanosc tej rzeczywistosci. Moze i jest to nudne, ale daje pewne poczucie bezpieczenstwa.

niedziela, 8 listopada 2009

Targi ksiazki

Media kłamią. Jest to fakt powszechnie uznany i przyjęty do kolektywnej wiadomości już przed kilkoma dekadami. Na co dzień jednak zapomina się o tym i funkcjonuje w błogim przekonaniu, że należy się do elitarnej grupy 0.0001% społeczeństwa, które nabywa i czyta książki. Albo wczoraj na Targach Książki w KRK zgromadziła się cala ta grupa albo z tym nabywaniem i czytelnictwem nie jest tak źle. Na Targach baaardzo dawno nie byłam i prędko się nie wybiorę - tak obiecywałam sobie stojąc na deszczu w kolejce po bilet oraz przeciskając się miedzy stoiskami. Fascynująca strategia układu stoisk sprawiła, ze kilkukrotnie doświadczyłam czegoś, co bardzo lubię w mieście, a czego bardzo nie lubię w innych okolicznościach - zgubienia. Labiryntowa struktura układu przestrzennego bardzo nośna jest jako metafora i bardzo malownicza, jednak mnie nieco obezwładniała. Zwłaszcza jak się okazało, że przyjaciółka całkiem nieświadomie ukradła książkę ze stoiska dziecięcego. Odnalezienie go w celu oddania ... no powiedzmy że zguby, zajęło nam długie i frustrujące kwadranse.

Głównym motorem mojej bytności na Targach była obecność J. Pilcha, którego darze niesłabnącym uwielbieniem. Specjalnie by drżąca ręka podać mu do podpisania ostatni przez niego wydany tom przeciskałam się przez złaknione literatury tłumy. Niestety ostatnie minuty przed kontaktem face-to-face były straszliwe, bo zorientowalam sie, ze J.P. poświecą każdemu fanowi kilka sekund rozmowy - istniało realne zagrożenie, że zapyta mnie czy mi się książka podobała. A nie podobała się wcale. Na szczęście nie musiałam się z moich preferencji zwierzać.

Z dobrych wiadomości: skończyłam doktorat. Musze jeszcze tylko napisać zakończenie. I tu pojawił się pewien problem. O co mi właściwie chodziło? Czy udało mi się dowieść tego, co miałam udowodnić? Pojęcia nie mam. Paraliż całkowity mnie ogarnia... Mam nadzieje, że mi się przypomni (bądź objawi) to niebawem. Przed Radą Wydziału za tydzień musi to nastąpić :)

środa, 4 listopada 2009

finiszin'

Od kilku ładnych tygodni mogę śmiało powiedzieć, że "kończę doktorat". Wcześniej też tak wprawdzie mówiłam, było to jednak nie w pełni uzasadnione, ponieważ mentalnie byłam na etapie kończenia, faktycznie zaś w tzw. lesie. Dziwne to uczucie - kończyć Dzieło. Troche sie obawiam tego, co potem. Trzeba będzie zacząć normalnie żyć - spotykać się z ludźmi. Czy ja jeszcze pamiętam jak to się robi?

A tak w ogóle to miałam być teraz w Bankoku. To jest porażka tego roku. Dziewczyny śmiagają teraz po Tajlandii, jedzą pyszne rzeczy, fotografują, chodzą na masaże, a ja marzne tu i więdnę.

Jak skoncze (już finalnie) doktorat, poza powrotem na łono społeczeństwa:
- będę wyjeżdżać na weekendy z miasta
- wrócę do czeskiego
- uporządkuje wszystkie rozsiane po dwóch komputerach książki i artykuły w przeróznych formatach
- poobrabiam resztę zdjęć z podróży i co lepsiejsze wywołam - jak za dawnych czasów